Operacja lawina

Polacy w chwili zakończenia II wojny światowej stali przed wieloma dylematami. Po latach walki nie udało się odzyskać niepodległości, a kraj był w kompletnej ruinie. Część postanowiła poświęcić się odbudowie ojczyzny, część podjęła walkę z nowym, sowieckim okupantem. Z czasem jednak aparat represji rósł w siłę, a czerwony terror stale się zaostrzał. W związku z tym wiele osób zaangażowanych w działalność podziemną starało się uciec z kraju nie widząc szans na wywalczenie upragnionej niepodległości. Komunistom udało się wykorzystać to zjawisko i doprowadzić do jednej z największych zbrodni po II wojnie światowej – operacji lawina.

Zgrupowanie pod dowództwem „Bartka” działało na terenie Śląska Cieszyńskiego. Było największą i najbardziej aktywną antykomunistyczną formacją działającą na tym terenie, która w okresie szczytowego rozwoju organizacyjnego wiosną 1946 roku liczyła ponad trzystu członków oraz kilkuset informatorów. Zgrupowanie miało na swoim koncie około 340 akcji zbrojnych.

Najgłośniejszą akcją było zajęcie 3 maja 1946 roku miejscowości Wisła. Na oczach osłupiałych i przerażonych komunistów, a także zaskoczonych turystów i mieszkańców polscy żołnierze, w pełnym rynsztunku, przeprowadzili dwugodzinną defiladę rocznicę uchwalenia konstytucji 3 maja.

Dowództwo NSZ właściwie od początku drugiej konspiracji szukało sposobów na przerzucenie swoich żołnierzy na Zachód. Chciało w ten sposób uchronić przed śmiercią możliwie jak najwięcej wartościowej młodzieży (członkowie oddziałów w większości przypadków nie mieli nawet 25 lat). W tym celu wielokrotnie specjalni wysłannicy przedostawali się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech, aby przygotować grunt pod ewentualną akcję. Działania te nie umknęły funkcjonariuszom aparatu bezpieczeństwa, a dowództwo komunistyczne postanowiło zaistniałą sytuację perfidnie wykorzystać. Od końca 1945 roku zgrupowanie partyzanckie Flamego próbował zinfiltrować funkcjonariusz UB Henryk Wendrowski ps. „Lawina”. Prawdopodobnie w połowie kwietnia 1946 r. rozpoczął działania operacyjne w Gliwicach, gdzie podając się za członka podziemia, został wprowadzony w miejscowe środowiska opozycyjne. W lipcu tego samego roku udało mu się nawiązać kontakt z łącznikiem „Bartka”. Z jego pomocą dotarł do sztabu zgrupowania na Baraniej Górze. Kpt. „Lawina”, podając się za przedstawiciela dowództwa NSZ, przedstawił kpt. „Bartkowi” plan przerzutu żołnierzy na Zachód. Żołnierze podziemia mieli według przedstawionego planu wyjechać najpierw na tzw. ziemie odzyskane, a stamtąd przedostać się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech.

Komuniści w drugiej połowie 1946 roku zaczęli przejmować inicjatywę w walce z partyzantami na Śląsku Cieszyńskim i licznymi obławami zadali kilka dotkliwych strat podległym „Bartkowi” oddziałom. Sytuacja była coraz trudniejsza i to ona znacząco wpłynęła na decyzję o zgodzie na przerzut. Henryk Flame dał każdemu wolną rękę w podjęciu decyzji co do wyjazdu. Chętne było prawie całe zgrupowanie. Partyzanci coraz bardziej obawiali się wpadnięcia w ręce komunistów i coraz mniej wierzyli w możliwość wygrania swojej walki. W lipcu i sierpniu 1946 roku Wendrowski i funkcjonariusze UB opracowali plan likwidacji zgrupowania. Zaplanowano w nim cztery transporty partyzantów. Całą operację nadzorował wiceminister bezpieczeństwa publicznego Roman Romkowski. Finalnie między 5 a 25 września 1946 roku ze Szczyrku i Wisły wyjechały trzy transporty z ponad 90 członkami NSZ, po ok. 30 osób w każdym. Partyzanci dotarli w okolice Łambinowic, Starego Grodkowa i Barutu na Opolszczyznie. Tam zostali bestialsko wymordowani przez czekających na nich komunistów. Wszystkich szczegółów dotyczących tej zbrodni do dzisiaj nie znamy.

Henryk Flame nie znalazł się na Opolszczyźnie tylko dlatego, że miał jechać w czwartym, w porę odwołanym transporcie. Na ratunek jego ludzi było już za późno. W obliczu beznadziejnej sytuacji pozostałych pod jego komendą partyzantów podjął decyzję o skorzystaniu z amnestii. Ujawnił się wraz z najbliższym otoczeniem 11 marca 1947 roku, w Cieszynie. Jednak i to nie uchroniło go przed śmiercią. 1 grudnia 1947 roku w gospodzie w Zabrzegu pod Czechowicami „Bartek” został zamordowany przez przebywającego tam milicjanta.

Straszliwa zbrodnia nie była jedynym przypadkiem, kiedy komuniści wykorzystali próbę ucieczki na Zachód do schwytania partyzantów. W ten sposób złapany został Hieronim Dekutowski „Zapora”, który razem z dowódcami pododdziałów swojego zgrupowania, podjął w połowie września 1947 roku dostania się przez Czechosłowację do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Wszyscy po dotarciu do punktu przerzutowego w Nysie na Opolszczyźnie trafiali bezpośrednio w ręce katowickiego UB. Schwytanych przewieziono na Rakowiecką i zamordowano po długim i krwawym śledztwie.

Stanisław Płużański